Strony

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 7. Rude włosy jak zapowiedź armagedonu

                   Jaden                               
Mam na imię Jaden i całe moje życie było by normalne, gdyby nie wydażyła sie ta historia. Był całkiem ładny poranek moje rude włosy były w "artystycznym" nieładzie moja przyrodnia siostra Cara skakała po łóżku krzycząc:
- Jade! Wstawaj! Taki ładny dzionek a ty śpisz!- zawsze wydawało mi się że Cara, a może ja jesteśmy zupełnie inne. Nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu. Cara zawsze była optymistycznie nastawiona do świata, a ja byłam najcześciej ponura. Ona miała blond włosy, a ja rude. Cara miała masę koleżaneczek a ja tylko dwóch przyjaciół: Eliot ,która z dziwacznych powodów zniknęła z mojego życia jak mucha z pokoju i Williama. Od dzieciństwa nasza paczka była razem niestety Eliot kiedyś wyparowała i do teraz nie wiem gdzie jest, ale ja i Will jesteśmy nadal najlepszymi przyjaciółmi. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Niestety moje zacne rozmyślania zostały przerwane przez kolejne krzyki Cary: 
- Jaden, siostrzyczko! Wstawaj! Zapomniałaś że dziś są urodziny Willa? -krzyczała najgłośniej jak potrafiła.
- O Boże! Jezus Maria! Urodziny! Prezent! Aaaa! - wyskoczyłam z łóżka jak oparzona.
- Co? Kochaś nie będzie czekał?!- zachichotała Cara.
- Przestań go tak nazywać!- syknełam ze złością.
Wybiegłam z pokoju do łazienki, umyłam się i wróciłam się ubrać. Założyłam t-shirt który dostałam od Willa i stare jeansy. Wyszłam w spokoju zjeść śniadanie. Cara siedziała już przy płatkach śniadaniowych i siorbała kakao. Wypiłam szybko herbatę i wyszłam z domu. Pobiegłam do szopy po rower i wyciągnęłam go. Wsiadłam szybko, nabrałam rozpędu i wyjechałam za furtkę. Jechałam alejką aż dotarłam do domu Williama. Podeszłam pod drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. W rękach ściskałam malutkie pudełeczko. Martwiłam się tym, że lato już się kończy. Drzwi się otworzyły, a w nich stał nie kto inny tylko mój Will.
- Sto lat ! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!- wyśpiewałam
- Dzięki, myślałem że zapomniałaś...
- O tobie?! Chyba cię coś! Zresztą Cara daje się we znaki..- powiedziałam. Dopiero teraz zauważyłam że Will nie ma takiej szczęśliwej miny jak się spodziewałam- Hej! Co ci?
- Yyy... Nic. Zamyśliłem się. Wchodź.-powiedział.
Wnętrze domu Willa było bardzo w stylu Art Deco, lecz pokój chłopaka był jakby odwrotnością całego domu. Pokój choć niewielki miał nowoczesny klimat. Usiedliśmy na łóżku, a William sięgnął po pilota od telewizora, włączył go i zaczął skakać po kanałach. W końcu gdy znaleźliśmy odpowiedni film Will rozłożył się wygodnie, a ja siadłam po turecku. Po jakimś czasie Will powiedział:
- Do której ty teraz klasy idziesz dziecko?!- zapytał żartobliwie, a ja zachichotałam.
- A, właśnie! Mam coś dla ciebie, taki drobiazg z okazji urodzin...
- Nie musiałaś... - Will sięgnął po pudełeczko, które opakowałam ozdobnym papierem.
Rozerwał papier. Jego oczom ukazała się najnowsza wersja GTA.
- Lał, dzięki!!! Nie musiałaś!- krzyknął radośnie.
- Musiałam. Dla ciebie z okazji sam wiesz czego ,bo chyba nie muszę przypominać ci o...
- Tak wiem! Oprócz tego, że mam urodziny mamy też rocznicę naszego poznania się. I z tej okazji ja też coś mam dla ciebie - chłopak wyjął małe pudełeczko wyglądające jak na biżuterię i podał mi je.
- O... Co to może być? - otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam pomarańczową bransoletkę z rzemyka z inicjałami JW.
- Ohh... Śliczna- zachwyciłam się.
- Podoba ci się?- spytał Will.
- Tak! Jest mega! Dzięks - przytuliłam Willa.
Siedzieliśmy tak do wieczora. Potem poszłam do domu.
Gdy wróciłam zostawiłam bransoletkę na łóżku i poszłam wziąć prysznic. Wyszłam z pod prysznica i podążyłam do pokoju. Zastałam Carę klęczącą przy moim łóżku i oglądającą moją bransoletkę.
- Cara, co ty robisz?! To moje! - krzyknęłam.
- Jezu, uspokój się... Czy zawsze kiedy Will coś ci daje, zachowujesz się jakby to był skarb?
- Daj mi spokój, dziecko! Nie zrozumiesz tego!- krzyknęłam.
- Boże. Jesteś okropna. - powiedziała Cara i wyszła. Nie zwróciłam na nią większej uwagi i położyłam się. Zasnęłam. Około trzeciej w nocy usłyszałam huk. Wstałam i popatrzyłam w okno na parapecie leżała... sowa. 
- Ojej, moje biedactwo - powiedziałam szeptem. Nagle sowa poruszyła skrzydłem i wleciała w górę. Gdy opadła delikatnie siadła na mojej ręce. W dziobie trzymała list. 
- O! Co to? - wzięłam "przesyłkę" i otworzyłam ją. Była to koperta, w której znalazłam kawałek pergaminu z zakrętasowymi literami. Przeczytałam kilka słów i odłożyłam kopertę na biurko. Siadłam na łóżku. 
- Hogwart?! To nie może być prawda - zaczęłam czytać dalej. - Muszę to przemyśleć... - powiedziałam, w liście napisali że zostałam przyjęta do Hogwartu. I że mam pójść do banku Gringota żeby wypłacić pieniądze, które zostawił tam moja "matka"- nigdy jej nie znałam, nawet nie wiem jak miała na imię. Kiedyś Will sprawił mi przysługę i dowiedział się, że moja matka pochodziła z Irlandii i właśnie temu zawdzięczam moje włosy...- po namyśle wzięłam plecak i włożyłam do niego potrzebne ubrania. Zostawiłam list, w którym napisałam, że dostałam list z hogwrtu i tam jadę. 
Wykradłam się z domu, wzięłam z szopy rower i pojechałam do domu Willa. Szybko tam dojechałam. Weszłam po drzewie na daszek i zapukałam w okno. Na szczęście nie spał (Wiem, trzecia w nocy a on nie śpi).
- Hej. Sorry, że tak późno ale to ważne - powiedziałam.
- Nie no, spoko. Właź bo spadniesz... - powiedział William, a ja weszłam przez okno.
- Muszę ci coś pokazać... - powiedziałam z niepewnością. Wyjęłam list i podałam go Willowi. Chwilę się mu przyglądał, a potem powiedział:
- Nie... To nie może być tak... 
- Ale co?...
- Napisali tu: "Szanowna pani Shiver, chcieliśmy poinformować o tym, że szanowna pani heroska została przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie"
- No wiem. List z Hogwartu...
- Nie, nie oto mi chodzi... Napisali "szanowna pani heroska"... Czy to nie dziwne?
- Hmm, heroska... Niby jak Herakles czy Perseusz?
- Tak, właśnie.
- Co o tym myślisz?
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć...
- Co? - spytałam.
- Chciałem z tym poczekać do twoich urodzin, ale powiem ci to teraz... Pamiętasz jak zhakowałaś hasło do tej bazy danych? 
- No tak...
- Przeszukałem tą bazę i znalazłem twoją matkę. - powiedział Will. 
- Naprawdę?! Jak ma na imię?! Jak wygląda?!- spytałam z determinacją.
- Ma na imię Kathee Shiver, pochodzi z Irlandii,a wygląda tak - Will wyjął z drukarki zdjęcie przedstawiające rudą uśmiechniętą kobietę, jej oczy były zielone jak szafiry. 
- Oczy jak moje!- krzyknęłam szczęśliwa.
- Szczęśliwa? - spytał Will. 
- I to jak! Dziękuje! - przytuliłam willa i pocałowałam go w policzek.
- A co do Hogwartu... Myślę, że powinnaś tam pojechać - powiedział.
- Tak myślisz? - spytałam czując, że się rumienię. 
- Tak, będę tęsknić - powiedział.
- Ja bardziej.
- Będę do ciebie codziennie dzwonić.
- Dobrze - powiedziałam zauroczona.
- Jedź już. A! I jeszcze jedno - wręczył mi pudełeczko. - Otwórz dopiero w Hogwarcie.
- Ok, będę tęsknić. Pa - powiedziałam prawie płacząc.
- Ja też - odezwał się Will z lekkim uśmiechem, a ja przytuliłam go i wyskoczyłam przez okno. 
- To pa, Will - rzuciłam na odchodne. 
- Pa, Jade - powiedział William, a ja wskoczyłam na drzewo i zeszłam po gałęziach. Z plecaka wyjęłam list, przeczytałam gdzie mam się udać, wsiadłam na rower i pojechałam alejką w stronę miasta. 
- Która to była ulica? A, Denver Road - popatrzyłam na plan miasta, szybko znalazłam ulice i udałam się na nią. Gdy dojechałam zobaczyłam, że na tej ulicy znajduje się muzeum. Weszłam do środka i zobaczyłam dwie dziewczyny. Jedna miała czarne włosy z różowymi pasemkami, a druga kasztanowo brązowe. W oczach tej drugiej było coś co wydawało mi się być jakby tęczą lub słońcem...
- O! Patrz Emma! To trzecia z naszej spółki! - odezwała się czarnowłosa.
- Cześć, jestem Jaden. 
- Hej, ja jestem Emma, a to jest Rebi. 
- Co tu robicie? Też dostałyście list z Ho... - nie dokończyłam, bo przerwała mi Emma. 
- Hogwartu? Tak, też dostałyśmy. Mamy tu czekać na jakiegoś Hagrida...
- Właśnie - potwierdziłam. Nagle coś zaczęło się mienić ni to na różowo ni na niebiesko. Wyglądało to jakby ktoś wysypał kolorowy brokat do tuby z wentylacją. Nagle z "brokatu" wyłonił się olbrzymi mężczyzna. 
- Witajcie, dzieciaki. Jestem Hagrid. 
- Dzień dobry. 
- Nie bójcie się mnie, ja nie gryzę.  
- Jestem Jaden - przedstawiłam się.
- Miło cię poznać, a teraz szybko złapcie rękawice - mężczyzna wyciągnął do nas dłoń odzianą w rękawice, a my chwyciłyśmy ją. Po chwili poczułam, że nie stoję już na podłodze zobaczyłam miliony migających i w szybkim tempie przesuwających światełek. Nagle wylądowaliśmy. Zorientowałam się, że stoimy na dachu jakiegoś wysokiego budynku. Zauważyłam że oprócz nas na dachu stoi też inna grupka nastolatków. Na ich czele stała dziewczyna z szarymi "metalicznymi" oczami i blond włosami... Kogoś mi przypominała. Koło niej stał chłopak z czarnymi włosami i morskimi oczami, nie takimi zwykłymi tylko takimi w których naprawdę widać było morze. 
- Cześć jestem Annabeth, ale możesz mówić mi Ann. 
- Hej jestem Jaden, ale mów mi Jade. 
- To oprócz mnie- uśmiechnęłam się krzywo. Dziewczyna zbliżyła się do mnie i dotknęła rękoma mojej głowy. Zamknęłam oczy. Gdy je zamknęłam zobaczyłam pełno gwiazd i kobietę ze zdjęcia uśmiechającą się jakby do mnie. Ann musiała puścić moją głowę, bo kobieta zniknęła mi z przed oczu. Otworzyłam je, a Annabeth powiedziała:
- Hekate. Kategorycznie Hekate. 
- Co?
- Hekate. Twoją matką jest Hekate. 
- Ale moja mama ma na imię Kathee.
- No właśnie a Kathee po odpowiednim ułożeniu daje nam...
- Hekate...- zbladłam na twarzy i zrobiło mi się niedobrze. 
- Jade wszystko dobrze?- spytała Ann.
- Tak...- odpowiedziałam jak przez sen, potem zamgliło mi się przed oczyma i straciłam przytomność. Gdy się obudziłam siedziała przy mnie Emma i podała mi wodę. Ktoś z tylu chwycił mnie za ramię nie był to kto inny tylko... 
- Eliot!!!
                                             CDN

….........................................................
Podobało się?             
Komentuj!
Mary;)
.........................
Przepraszam za błędy ale to moje pierwsze opowiadanie więc wiecie
A, i bardzo dziękuje Biance że mnie tak miło powitała na blogu :)