Strony

sobota, 29 sierpnia 2015

Konkurs!

Z racji tego, że zostałam sama i mam mało weny, OGŁASZAM KONKURS!

Polega on na tym, żeby napisać krótkie opowiadanie (min. 15 zdań) o tym, co mogło się zdarzyć po...  Olimpijskich Herosa!  Wygrają swię osoby które będą pisały ze mną bloga. Będą miały miesiąc na wykazanie się. A jak się spodobają, to zostają na stałe. Opowiadania wysyłać ie na:
aniakeczup@gmail.com
W razie wątpliwości, pytajcie, piszcie.

                      Powodzenia!


#bianca

czwartek, 4 czerwca 2015

Pierwsze nominowanie do LBA!

Nominowała nas Zelka msp.  Zielonym kolorem będzie odpowiadała Bianca.  Tym  kolorem będzie odpowiadała Eliot
Pytania:
1. Kto jest twoim idolem?
2. Czy lubisz milky waye?
3. Masz jakieś problemy ze wzrokiem itp.?
4. Czy lubisz robić spam?
5. Ulubiona książka?
6. Czy masz rodzeństwo? Jeśli tak to jak się nazywa?
7. Piszesz czasem głupoty na testach?
8. Lubisz matmę?

Odpowiedzi:

1. Bianca i Percy i Sherlock
Desmond, Sherlock, Ezio i Altair


2 Nie za bardzo 
Nawet są dobre.


3. Krótko zwroczność
Żadnej


4.  Nie
Nigdy nie robiłam


5. Klątwa Tytana i Niezgodna
Nie mam ulubionej


6. Niestety siostrę Zosię
Starszą siostrę Zuzię


7. Często :)
Czasami

8. Nienawidzę
Trochę


My nominujemy:
http://nowezycieheroski.blogspot.com/?m=1
http://bialagwardia.blogspot.com/

Nasze pytania:

1. Jaki jest twój ulubiony smak lodów?
2. Jaki jest twój ulubiony zespół?
3. Kto jest twoim idolem?
4. Lubisz Benedicta Cumberbata?
5. Czy lubisz filmy fantasy?

6. Czy lubisz oglądać Sherlocka Holmesa?
7. Uluniony kolor?
8. Twój ulubiony kolor włosów?
9. Jak lubisz się ubierać?
10. Wolisz chodzić w jeansach czy leginsach?

niedziela, 31 maja 2015

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 10 - Kudłaty kot i ptasi górnik

Jason
Po tym jak Nico dostał się do gryfonów, była kolej na mnie i Bianke. Oczywiście ja musiałem być pierwszy, bo moje nazwisko zaczyna się na ,,G", a jej na ,,T". Kiedy Mcgonagall (Harry nam powiedział jak się nazywa) powiedziała:
- Grace, Jason- przyszłem do stołka. Wcisneła mi czapkę na głowe. Prawie w ogóle mnie nie dotykała, a wrzasnęła:
- Gryffindor!- ruszyłem w kierunku czerwono- złotego stołu, wśród oklasków i wiwatów. Teraz pozostał czas na...

                       Bianca

Teraz tylko ja zostałam na środku sali, wśród szeptów. Podeszłam do stołka, zanim Mcgonagall zawołała mnie.
- Treaty, Bianca - powiedziała trochę ciszej.
Położyła mi tiarę na głowę i zamilkła. Tiara też to zrobiła. Po chwili usłyszałam cichy głos w mojej głowie.
- Hmm, odważna jak gryfonka, inteligentna jak krukonka. Pracowita jak puchon ,sprytna jak ślizgon. Bardzo tru... możesz przestać świecić mi w oczy? 
- Przepraszam, kiedy jestem zdenerwowana nie panuję nad moimi mocami - pomyślałam. 
- No to, jak już mówiłam. Bardzo trudny wybór. Szczerze mówiąc jesteś niezgodna z kryteriami - usłyszałam jej sarkastyczny głos w swojej głowie. Uśmiechnąłam się. Fantastycznie się czytało Niezgodną.- Jak by co, to myśle nad tobą już 6 minut. To ponad normę. No to zadam ci kilka pytań
- Okej.
- Miecz czy łuk?
- Łuk.
- Siła czy odwaga?
-Odwaga.
- Żółty czy Niebieski?
-Niebieski.
-To już wiem do jakiego domu cię przydziele- pomyślała z satyswakcją.- Ravenclaw!- to już krzykneła. Zamarłam. Wszyscy moi przyjaciele są w Gryffindorze. Wszyscy herosi plus Eliot osłupli.  Sztywno poszłam do drugiego stołu od końca sali. Tam mnie powitał jakiś chłopak w moim wieku, poprawka o rok od mnie starszy. Przedstawił się jako Jackob Eaton. Powiedział też, że jest prefektem Ravenclawu. Podbiegł do mnie jakiś malutki dorosły
- Dzień dobry pani Treaty. Chcę panią poinformować, że jestem opiekunem tego domu. Nazywam się Filius Flitwick. Jutro wasza siedemnastka będzie oprowadzana po zamku. Dostanie pani własne dormitorium z dwoma dużymi szafami, jedną szafkę na książki. Będziesz mogła zapraszać tam znajomych i przyjaciół. To chyba wszystko- i sobie poszedł. Przysiadłam się koło dziewczyny która miała prawie białe blond włosy i niebieskie oczy. Siedziała samotnie i wpatrywała się w budyń, który leżał koło mnie.
- Co tam?- zagadnęłam. Ona nadal patrzyła się w budyń. - Podać ci?
- A mogłabyś?- mówiła rozmarzonym głosem.
- Oczywiście. Nazywam się Bianca Treaty, a ty?
- Wiesz, że w wolnym tłumaczeniu twoje imię znaczy Biały Kodeks?
- Kiedyś słyszałam, ale nie wiem czy to prawda.
-Mam na imię Luna i tak to prawda.- ciągnęłyśmy tak dziesięć minut, do chwili w której podeszła do naszego stołu Annabeth.
- Chodź na chwile ze mną- powiedziała. Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam. Stałam z krzesła i ruszyłam za Annabeth. 
- O co chodzi?- spytałam.
- Zostawiłaś książki i zbroje u mnie w kufrze, zapomniałaś?- odpowiedziała.
- Jak sobie radzicie bez mnie?- odziedziczyłam skromność po tacie.
- Valdez rozpacza. Ale jedzenie poprawiło mu humor- zaśmiałyśmy się. 
- A ty w ogóle wiesz gdzie jest wasz pokój wspólny?
- Nie. Ale mam mój laptop.
- Ale go zgubiłaś w Tartarze!- krzyknęłam
-Nie mów tak głośno. Dwa dni temu mama przyniosła mi drugi. 
- No to kiedy przychodzisz do mojego dormitorium?
- Masz własne dormitorium?
- No tak. Wiesz, ja tam nikogo nie znam.
- Ja moje dzielę z Hazel.
- Jak coś ci się nie zmieści w szafie możesz dać do mojej.
- Na pewno mi się wszystko zmieści. Już jesteśmy na miejscu - oznajmiła.

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 9 Jak stara czapka może doprowadzić człowieka do szału

NICO
Ta nowa - Nicole. Wydaje się dziwna - nie, raczej - inna. Rozpoczynając od tego wejścia i tego,  że jako jedyna nie miała na sobie tych idiotycznych sukienek, które ci magicy nazywają szatami. Kończąc na tym, że od przeszło 15 minut rozmawia z tą starą czapką. Jej usta poruszały się ze 100 razy na minutę, a oczy rozbiegały się po całej sali. Kiedy w końcu skończyła uśmiechnęła się, (przyznaję, był to złowieszczy uśmiech) a ta obszarpana tiara wydała z siebie długą serię pomruków.
- Ummm... Gryfindor. - krzyknęła ostatecznie.
Dziewczyna zarzuciła włosami i usiadła przy stole gryfonów.
- Di Angelo, Nico!
Chwilę zajęło mi zrozumienie jej słów, jakim cudem jakaś dziewczyna wyprowadziła mnie z równowagi?
Kobieta czytająca nazwiska rzuciła mi ponaglające spojrzenie.
- Ta, już idę. - mruknąłem pod nosem.
Ruszyłem na środek sali i usiadłem na stołku. Annabeth rzuciła mi zachęcający uśmiech, a ktoś wcisnął mi na głowę tiarę.
- Hmm... - mruknęła z zaciekawienia.
- Jakiś problem? - warknąłem w odpowiedzi.
- Ciekawe... - zupełnie mnie zignorowała.
- Co jest ciekawe?!
- Sprytny jak ślizgon, lecz też odważny jak niejeden gryfon...
- Czy to są jakieś żarty?! - wkurzyłem się.
- Dobrze, bardzo dobrze... Gryffindor! - to ostatnie nie było już do mnie, ale do całej sali.
Od razu poczułem się lepiej kiedy uwolniłem się od tej starej, zgrzybiałej czapki. Ruszyłem w stronę stolika Griffindoru, gdzie czekała już na mnie reszta herosów. Kątem oka dostrzegłem, że Ona posłała mi spojrzenie. Może jednak nie będzie tu tak nudno jak myślałem...

                     



wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 8 - Czapka drogę Ci wskaże

                      Leo

W słoneczny poranek pierwszego września obudziła mnie pani Weasley.
- Stawaj kochaneczku, przecież nie chcesz się spóźnić do szkoły.- zaszczebiotała. Z rozpaczy rzuciłem się na łóżko. Przecież nie chce iść do jakieś szkoły! W pośpiechu ubrałem czerwoną koszulki z napisem ,,Fire" i czarne dżinsy. Zszedłem do kuchni. Wszyscy tam siedzieli oprócz Bianci i Annabeth. Z nudów zacząłem konstruować coś z rzeczy w moich kieszeniach, gdy usłyszałem coś ciekawego.
- Jade, słyszałam,  że w Hogwarcie nie można trzymać smoków.- powiedziała ta nowa Eliot do tej Jaden.
Pochyliłem twarz jeszcze niżej, aby oszczędzić im widoku tej czerwonej katastrofy, która wytworzyła się właśnie na mojej twarzy. No to mamy problem. Choć w regulaminie chyba nic nie mówili o wielkich, spiżowych, "szczęśliwych", lubiących mnie i ludzi smokach Festusach. Nie, na pewno nic o tym nie wspominali. Myślę, że "żywiej" zareagowaliby gdybym na jakiejś lekcji wybuchł ogniem podpalając swoje ubrania i wszystkie łatwopalne przedmioty wokół mnie, nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Zdałem sobie sprawę, że nadal coś konstruuję. Spojrzałem i zobaczyłem Festusa wielkości zabawki. Niezłe! 2:0 dla Leo! Powinienem zrobić całą kolekcję takich, które po nakręceniu latają, a później mógłbym sprzedawać je w Hogwarcie. To całkiem niezły pomysł na biznes "FESTUS - najnowsze dziecko firmy VALDEZ COMPANY! Czeka właśnie na ciebie!". Moja wizualizacja reklamy idealnej trwała w najlepsze, kiedy usłyszeliśmy wszyscy stukot na schodach i z ciemności wyłoniły się Bianca i Annabeth. Niosły trzy kufry. W dwóch pewnie znajdowały się ubrania. Czemu dziewczyny muszą mieć tyle ciuchów?! - pomyślałem. 
-Dziewczynki,  po co wam trzeci kufer? -  spytała pani Weasley. Annabeth przewróciła oczami. 
- W jednym są zbroje i broń wszystkich- powiedziała jakby to było coś najzwyklejszego w świecie. 
- Dla nas też?- spytał Harry. 
- Nie, ale jest jeszcze trochę miejsca.
Nagle Eliot powiedziała zupełnie nie na temat:
- Ładna bransoletka Bianca. Mogę przymierzyć?
-  Eee... Jasne.
Bianca zdjęła ostrożnie bransoletkę i podała ją Eliot. Ta ja złapała, ale przypadkiem dotknęła zawieszki o wyglądzie miecza. Bransoletka w błysku zmieniła się w ogromną broń. W jej oczach nie widziałem przerażenia, tylko ciekawość
- Łał... Ale super!
Co jest superowego w śmiercionośnej bransoletce? Wszystko! Ha, ha, ha. Jestem taki super!
Eliot zaczęła gadać o czymś żywiołowo. Nagle przeszła na włoski.
- Hablas italiano?*
-Cosi. Parli espagnolo?
- Asi. Gran!- odpowiedziałem.
- Leo, ona mówi po hiszpańsku?- zapytał Jason.
- Nie, po włosku. To bardzo podobne języki. Cómo sabes italiano?**
-Sono neta in Italia. E tu, come fai a sapere espagnolo?
Poczułem ukłucie smutku kiedy zadała to pytanie, ale zmusiłem się do uśmiechu:
- Naci en Espana.
- Przejdźcie na angielski.- Powiedziała Jaden.
-  Zawsze kiedy ją coś zainteresuje zaczyna szczebiotać po włosku.- Powiedziała Jaden do Piper.
- Leo ma podobnie tylko z hiszpańskim. Zabawne.
I obie zachichotały.
 - Dzieciaki wychodzimy! Musimy zdążyć na pociąg.- ogłosił Hagrid.
- Ayudara a soportar el maletero?***
- Posso farcela , ma grazie per I' offerta- powiedziała i poszła.
Lubię tą Eliot.- pomyślałem.
 - Chodź, ty Hiszpanie, musisz zabrać swoje rzeczy.
Kiedy znaleźliśmy się na peronie Hagrid kazał nam przebiec przez barierkę. Lekki świr, ale Harry, Hermiona, Ginny i Ron to zrobili i zniknęli. Reszta zrobiła to samo i byliśmy na innym peronie. Stał tam pociąg. Wsiedliśmy i zajęliśmy pierwszy lepszy pusty przedział. Czarodzieje poszli do drugiego przedziału. Eliot usiadła z nami. Zacząłem opowiadać żarty. Wszyscy śmiali się d rozpuku. Podróż minęła szybko, a podczas niej skonstruowałem 5 Festusów (Światowy rynku zabawek - Nadchodzę!). Jedną dałem mojej nowej przyjaciółce Eliot.
- Do jakiego domu chciałabyś trafić?- zadałem jej to samo pytanie, które dręczyło mnie od początku. Eliot zastanowiła się chwile.
-Chyba do Gryffindoru lub Ravenclawu. Huffelpaff też jest spoko.
- A czym one się różnią?- te nazwy Hufflepaff i Gryffindor są nie normalne- pomyślałem
- Do Gryffindoru trafiają odważni.- czyli Percy i Jason i Piper dodałem w myślach
- W Ravenclawie są mądrzy i inteligentni.
- Annabeth i Bianca tam na pewno trafią- kiedy to powiedziałem, dwie dziewczyny spiorunowały mnie wzrokiem. Połowa przedziału wybuchła śmiechem. Nagle do przedziału wpadła Ginny. To ta ruda gryfonka ( wreszcie zapamiętałem!)
- Przebierzcie się już w szaty.
- Chodzi o te sukienki?- spytała Bianca. Ginny po prostu westchnęła.
Eliot chyba jako jedyna nie pomyliła się wkładając szatę. Moja głowa utknęła w rękawie. Dziewczyny złapały moją szatę, a chłopaki mnie. Ciągnęli, ciągnęli i nic. W końcu Eliot wzięła nożyce i przecięła rękaw. Później Annabeth go sprawnie zszyła. No w sumie to było logiczne, bo jest córką Ateny. Kiedy dojechaliśmy Hagrid zawołał:
- Pierwszoroczni, Amerykanie!
Płynęliśmy łodziami przez ogromne jezioro. Nawet w tych egipskich ciemnościach dostrzegłem postacie pod wodą. Trochę jak najady w Obozie Herosów, ale tamte były ludzkie, a te tutaj miały rybie ogony. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali, cóż by o niej powiedzieć... Sala była ogromna. Ku mojemu zaskoczeniu oczy wszystkich skupiały się na... tym czymś... Tiara! Tak to się nazywało! Poszarpana, spiczasta czapka leżąca na stołku zaczęła skrzekliwie śpiewać. O tym, że musimy się trzymać razem.
-To troche dziwne, prawda?- szepnąłem do Bianki która stała koło mnie. Ona przytakneła i powiedziała
- Odrobinkę- i się lekko skrzywiła,. Jest córką boga muzyki, więc chyba umie usłyszeć każdy fałsz (w tym przypadku słyszałem je nawet ja). Kiedy nareszcie skończyła na środek wyszła kobieta, która krzyknęła:
- Miles, Eliot!
Eliot podeszła niepewnie i usiadła na stołku. Ucięła sobie krótką pogawędkę z tiarą, a ona krzyknęła:
- Griffindor!
Rozległy się oklaski ze stołu po lewej z miejsca gdzie stoimy. Eliot podeszła tam i usiadła między nimi.
- Brown, Emma!- krzyknęła kobieta.
Dziewczyna podeszła i siadła.
- Ravenclaw!
Oklaski z innego stołu.
- Chase, Annabeth!
- Griffindor!
Większość z nas już dołączyła do Griffindoru. Gdy nagle drzwi do komnaty otworzyły się ze strasznym hukiem. Cała sala skierowała wzrok w tamtą stronę. W progu stała dziewczyna z obojętnym wyrazem twarzy. Spod burzy włosów wyzierały jasnozielone oczy, którymi przez chwilę lustrowała komnatę.
- O! A myślałam, że to znowu sklepik z pamiątkami.- powiedziała tonem tak obojętnym jak jej wyraz twarzy.
Cała sala zastygła, wliczając w to tiarę i przede wszystkim MNIE. Dziewczyna nie przejmując się tym ani trochę ruszyła środkiem sali w stronę stolika nowych. Kiedy kobieta czytająca nazwiska otrząsnęła się z szoku, znowu spojrzała na listę, tym razem oczami wielkimi jak pomarańcze.
- Legrete, Nicole.
Dziewczyna - nie, za dużo ją tak nazywam. Ona - tak lepiej - wstała i podeszła do stołka.
 
 
* - Mówisz po włosku?
   - Tak. Mówisz po hiszpańsku?
   - Jasne. Fajnie!
** - Skąd znasz włoski?
     - Pochodzę z tamtąd. 
     - A ty skąd znasz hiszpański?
     - Urodziłem się w Hiszpanii.
*** - Pomóc ci znieść kufer?
       - Poradzę sobie. Ale dzięki za ofertę.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział 7. Rude włosy jak zapowiedź armagedonu

                   Jaden                               
Mam na imię Jaden i całe moje życie było by normalne, gdyby nie wydażyła sie ta historia. Był całkiem ładny poranek moje rude włosy były w "artystycznym" nieładzie moja przyrodnia siostra Cara skakała po łóżku krzycząc:
- Jade! Wstawaj! Taki ładny dzionek a ty śpisz!- zawsze wydawało mi się że Cara, a może ja jesteśmy zupełnie inne. Nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu. Cara zawsze była optymistycznie nastawiona do świata, a ja byłam najcześciej ponura. Ona miała blond włosy, a ja rude. Cara miała masę koleżaneczek a ja tylko dwóch przyjaciół: Eliot ,która z dziwacznych powodów zniknęła z mojego życia jak mucha z pokoju i Williama. Od dzieciństwa nasza paczka była razem niestety Eliot kiedyś wyparowała i do teraz nie wiem gdzie jest, ale ja i Will jesteśmy nadal najlepszymi przyjaciółmi. Spędzałam z nim każdą wolną chwilę. Niestety moje zacne rozmyślania zostały przerwane przez kolejne krzyki Cary: 
- Jaden, siostrzyczko! Wstawaj! Zapomniałaś że dziś są urodziny Willa? -krzyczała najgłośniej jak potrafiła.
- O Boże! Jezus Maria! Urodziny! Prezent! Aaaa! - wyskoczyłam z łóżka jak oparzona.
- Co? Kochaś nie będzie czekał?!- zachichotała Cara.
- Przestań go tak nazywać!- syknełam ze złością.
Wybiegłam z pokoju do łazienki, umyłam się i wróciłam się ubrać. Założyłam t-shirt który dostałam od Willa i stare jeansy. Wyszłam w spokoju zjeść śniadanie. Cara siedziała już przy płatkach śniadaniowych i siorbała kakao. Wypiłam szybko herbatę i wyszłam z domu. Pobiegłam do szopy po rower i wyciągnęłam go. Wsiadłam szybko, nabrałam rozpędu i wyjechałam za furtkę. Jechałam alejką aż dotarłam do domu Williama. Podeszłam pod drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. W rękach ściskałam malutkie pudełeczko. Martwiłam się tym, że lato już się kończy. Drzwi się otworzyły, a w nich stał nie kto inny tylko mój Will.
- Sto lat ! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!- wyśpiewałam
- Dzięki, myślałem że zapomniałaś...
- O tobie?! Chyba cię coś! Zresztą Cara daje się we znaki..- powiedziałam. Dopiero teraz zauważyłam że Will nie ma takiej szczęśliwej miny jak się spodziewałam- Hej! Co ci?
- Yyy... Nic. Zamyśliłem się. Wchodź.-powiedział.
Wnętrze domu Willa było bardzo w stylu Art Deco, lecz pokój chłopaka był jakby odwrotnością całego domu. Pokój choć niewielki miał nowoczesny klimat. Usiedliśmy na łóżku, a William sięgnął po pilota od telewizora, włączył go i zaczął skakać po kanałach. W końcu gdy znaleźliśmy odpowiedni film Will rozłożył się wygodnie, a ja siadłam po turecku. Po jakimś czasie Will powiedział:
- Do której ty teraz klasy idziesz dziecko?!- zapytał żartobliwie, a ja zachichotałam.
- A, właśnie! Mam coś dla ciebie, taki drobiazg z okazji urodzin...
- Nie musiałaś... - Will sięgnął po pudełeczko, które opakowałam ozdobnym papierem.
Rozerwał papier. Jego oczom ukazała się najnowsza wersja GTA.
- Lał, dzięki!!! Nie musiałaś!- krzyknął radośnie.
- Musiałam. Dla ciebie z okazji sam wiesz czego ,bo chyba nie muszę przypominać ci o...
- Tak wiem! Oprócz tego, że mam urodziny mamy też rocznicę naszego poznania się. I z tej okazji ja też coś mam dla ciebie - chłopak wyjął małe pudełeczko wyglądające jak na biżuterię i podał mi je.
- O... Co to może być? - otworzyłam pudełeczko i zobaczyłam pomarańczową bransoletkę z rzemyka z inicjałami JW.
- Ohh... Śliczna- zachwyciłam się.
- Podoba ci się?- spytał Will.
- Tak! Jest mega! Dzięks - przytuliłam Willa.
Siedzieliśmy tak do wieczora. Potem poszłam do domu.
Gdy wróciłam zostawiłam bransoletkę na łóżku i poszłam wziąć prysznic. Wyszłam z pod prysznica i podążyłam do pokoju. Zastałam Carę klęczącą przy moim łóżku i oglądającą moją bransoletkę.
- Cara, co ty robisz?! To moje! - krzyknęłam.
- Jezu, uspokój się... Czy zawsze kiedy Will coś ci daje, zachowujesz się jakby to był skarb?
- Daj mi spokój, dziecko! Nie zrozumiesz tego!- krzyknęłam.
- Boże. Jesteś okropna. - powiedziała Cara i wyszła. Nie zwróciłam na nią większej uwagi i położyłam się. Zasnęłam. Około trzeciej w nocy usłyszałam huk. Wstałam i popatrzyłam w okno na parapecie leżała... sowa. 
- Ojej, moje biedactwo - powiedziałam szeptem. Nagle sowa poruszyła skrzydłem i wleciała w górę. Gdy opadła delikatnie siadła na mojej ręce. W dziobie trzymała list. 
- O! Co to? - wzięłam "przesyłkę" i otworzyłam ją. Była to koperta, w której znalazłam kawałek pergaminu z zakrętasowymi literami. Przeczytałam kilka słów i odłożyłam kopertę na biurko. Siadłam na łóżku. 
- Hogwart?! To nie może być prawda - zaczęłam czytać dalej. - Muszę to przemyśleć... - powiedziałam, w liście napisali że zostałam przyjęta do Hogwartu. I że mam pójść do banku Gringota żeby wypłacić pieniądze, które zostawił tam moja "matka"- nigdy jej nie znałam, nawet nie wiem jak miała na imię. Kiedyś Will sprawił mi przysługę i dowiedział się, że moja matka pochodziła z Irlandii i właśnie temu zawdzięczam moje włosy...- po namyśle wzięłam plecak i włożyłam do niego potrzebne ubrania. Zostawiłam list, w którym napisałam, że dostałam list z hogwrtu i tam jadę. 
Wykradłam się z domu, wzięłam z szopy rower i pojechałam do domu Willa. Szybko tam dojechałam. Weszłam po drzewie na daszek i zapukałam w okno. Na szczęście nie spał (Wiem, trzecia w nocy a on nie śpi).
- Hej. Sorry, że tak późno ale to ważne - powiedziałam.
- Nie no, spoko. Właź bo spadniesz... - powiedział William, a ja weszłam przez okno.
- Muszę ci coś pokazać... - powiedziałam z niepewnością. Wyjęłam list i podałam go Willowi. Chwilę się mu przyglądał, a potem powiedział:
- Nie... To nie może być tak... 
- Ale co?...
- Napisali tu: "Szanowna pani Shiver, chcieliśmy poinformować o tym, że szanowna pani heroska została przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie"
- No wiem. List z Hogwartu...
- Nie, nie oto mi chodzi... Napisali "szanowna pani heroska"... Czy to nie dziwne?
- Hmm, heroska... Niby jak Herakles czy Perseusz?
- Tak, właśnie.
- Co o tym myślisz?
- Wiesz, muszę ci coś powiedzieć...
- Co? - spytałam.
- Chciałem z tym poczekać do twoich urodzin, ale powiem ci to teraz... Pamiętasz jak zhakowałaś hasło do tej bazy danych? 
- No tak...
- Przeszukałem tą bazę i znalazłem twoją matkę. - powiedział Will. 
- Naprawdę?! Jak ma na imię?! Jak wygląda?!- spytałam z determinacją.
- Ma na imię Kathee Shiver, pochodzi z Irlandii,a wygląda tak - Will wyjął z drukarki zdjęcie przedstawiające rudą uśmiechniętą kobietę, jej oczy były zielone jak szafiry. 
- Oczy jak moje!- krzyknęłam szczęśliwa.
- Szczęśliwa? - spytał Will. 
- I to jak! Dziękuje! - przytuliłam willa i pocałowałam go w policzek.
- A co do Hogwartu... Myślę, że powinnaś tam pojechać - powiedział.
- Tak myślisz? - spytałam czując, że się rumienię. 
- Tak, będę tęsknić - powiedział.
- Ja bardziej.
- Będę do ciebie codziennie dzwonić.
- Dobrze - powiedziałam zauroczona.
- Jedź już. A! I jeszcze jedno - wręczył mi pudełeczko. - Otwórz dopiero w Hogwarcie.
- Ok, będę tęsknić. Pa - powiedziałam prawie płacząc.
- Ja też - odezwał się Will z lekkim uśmiechem, a ja przytuliłam go i wyskoczyłam przez okno. 
- To pa, Will - rzuciłam na odchodne. 
- Pa, Jade - powiedział William, a ja wskoczyłam na drzewo i zeszłam po gałęziach. Z plecaka wyjęłam list, przeczytałam gdzie mam się udać, wsiadłam na rower i pojechałam alejką w stronę miasta. 
- Która to była ulica? A, Denver Road - popatrzyłam na plan miasta, szybko znalazłam ulice i udałam się na nią. Gdy dojechałam zobaczyłam, że na tej ulicy znajduje się muzeum. Weszłam do środka i zobaczyłam dwie dziewczyny. Jedna miała czarne włosy z różowymi pasemkami, a druga kasztanowo brązowe. W oczach tej drugiej było coś co wydawało mi się być jakby tęczą lub słońcem...
- O! Patrz Emma! To trzecia z naszej spółki! - odezwała się czarnowłosa.
- Cześć, jestem Jaden. 
- Hej, ja jestem Emma, a to jest Rebi. 
- Co tu robicie? Też dostałyście list z Ho... - nie dokończyłam, bo przerwała mi Emma. 
- Hogwartu? Tak, też dostałyśmy. Mamy tu czekać na jakiegoś Hagrida...
- Właśnie - potwierdziłam. Nagle coś zaczęło się mienić ni to na różowo ni na niebiesko. Wyglądało to jakby ktoś wysypał kolorowy brokat do tuby z wentylacją. Nagle z "brokatu" wyłonił się olbrzymi mężczyzna. 
- Witajcie, dzieciaki. Jestem Hagrid. 
- Dzień dobry. 
- Nie bójcie się mnie, ja nie gryzę.  
- Jestem Jaden - przedstawiłam się.
- Miło cię poznać, a teraz szybko złapcie rękawice - mężczyzna wyciągnął do nas dłoń odzianą w rękawice, a my chwyciłyśmy ją. Po chwili poczułam, że nie stoję już na podłodze zobaczyłam miliony migających i w szybkim tempie przesuwających światełek. Nagle wylądowaliśmy. Zorientowałam się, że stoimy na dachu jakiegoś wysokiego budynku. Zauważyłam że oprócz nas na dachu stoi też inna grupka nastolatków. Na ich czele stała dziewczyna z szarymi "metalicznymi" oczami i blond włosami... Kogoś mi przypominała. Koło niej stał chłopak z czarnymi włosami i morskimi oczami, nie takimi zwykłymi tylko takimi w których naprawdę widać było morze. 
- Cześć jestem Annabeth, ale możesz mówić mi Ann. 
- Hej jestem Jaden, ale mów mi Jade. 
- To oprócz mnie- uśmiechnęłam się krzywo. Dziewczyna zbliżyła się do mnie i dotknęła rękoma mojej głowy. Zamknęłam oczy. Gdy je zamknęłam zobaczyłam pełno gwiazd i kobietę ze zdjęcia uśmiechającą się jakby do mnie. Ann musiała puścić moją głowę, bo kobieta zniknęła mi z przed oczu. Otworzyłam je, a Annabeth powiedziała:
- Hekate. Kategorycznie Hekate. 
- Co?
- Hekate. Twoją matką jest Hekate. 
- Ale moja mama ma na imię Kathee.
- No właśnie a Kathee po odpowiednim ułożeniu daje nam...
- Hekate...- zbladłam na twarzy i zrobiło mi się niedobrze. 
- Jade wszystko dobrze?- spytała Ann.
- Tak...- odpowiedziałam jak przez sen, potem zamgliło mi się przed oczyma i straciłam przytomność. Gdy się obudziłam siedziała przy mnie Emma i podała mi wodę. Ktoś z tylu chwycił mnie za ramię nie był to kto inny tylko... 
- Eliot!!!
                                             CDN

….........................................................
Podobało się?             
Komentuj!
Mary;)
.........................
Przepraszam za błędy ale to moje pierwsze opowiadanie więc wiecie
A, i bardzo dziękuje Biance że mnie tak miło powitała na blogu :)

piątek, 13 lutego 2015

Ważne!!!

Uwaga!! Z nami bloga będzie też prowadziła blogerka Mary! Mam nadzieję, że ją polubicie ! powinna już pisać siódmy rozdział
Blogerki główne

środa, 4 lutego 2015

Rozdział 6 Wyprawa na ulicę Pokątną

SADIE
Wczoraj wszystko jeszcze było całkiem normalnie. Jeżeli życie egipskiego maga jest normalne. Było spokojnie do momentu gdy dostaliśmy ten głupi list. Na dokładkę jeszcze ten chłopak, który wyglądał jak Anubis. Później chyba wiecie co się stało. Ale wracając do tematu. Po śniadaniu wszyscy byli gotowi do drogi na ulicę Przekątną albo Pokątną. Chyba Pokątną. Choć nie jestem pewna. Znowu zmieniam temat. Ponownie wracając do ulicy "Chyba Pokątnej". Mam już jej po dziurki w nosie!!! Po prostu wybieraliśmy się na zakupy. Wreszcie pozbyłam się tej Sami-wiecie-której-ulicy! Kiedy wszyscy byli gotowi do drogi pani Weasley powiedziała, że będziemy podróżować jakimś Proszkiem Fiuuuuuuuuuuu!!! (ja tylko cytuję, naprawdę tak powiedziała). Podróżowałam portalem z piasku, łódką przywiązaną do hipogryfa Świra, byłam burzową chmurą i tak dalej ale nigdy nie Proszkiem Fiuuuuuuuuuuu!!!. A w ogóle, jak się nim podróżuje? To pytanie zostało bez odpowiedzi dopóki pani Weasley nie zniknęła w zielonych kłębach dymu w ich własnym kominku. Umiarkowanie przerażona (w końcu niecodziennie widzi się nie- egipskich- magów znikających we własnym palenisku) wsadziłam tam całą głowę i zwróciłam spojrzenie w komin oczekując, że kobieta się tam ukryła jak jakiś dziwny Święty Mikołaj.
- Jest tam pani??? Pani Weasley???
A wszyscy czarodzieje wybuchli śmiechem. Kiedy wszyscy się wyśmiali, Lupin odezwał się:
- Nigdy nie podróżowałaś Proszkiem Fiu?
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Oni i one ponownie wybuchli salwą śmiechu. A Lupin powiedział:
- Pewnie u was w Ameryce podróżuje się inaczej. Trzeba wejść do kominka, wziąć garść tego zielonego proszku i rzucić go na ziemię, mówiąc wyraźnie " na Pokątną". I tyle.
Czyli ulica Pokątna ! Ciekawe jakie to jest uczucie...
-Trzymajcie łokcie blisko siebie. Nie wychodźcie zbyt szybko, musicie zobaczyć Molly.- powiedział pan Weasley.
- Dobra.- powiedziałam niezbyt pewna. Weszłam do tego kominka, wzięłam garść tego proszku i powiedziałam wyraźnie" Na Pokątną" rzucając proszek na ziemię. Nagle otoczyły mnie zielone płomienie. I znalazłam się w zupełnie innym kominku. Zobaczyłam panią Weasley stojącą niedaleko. Po mnie z kominka wyszło jeszcze kilka innych osób. Byliśmy na zatłoczonej ulicy pełnej sklepów z dziwnymi rzeczami. Pani Weasley stała spokojnie jakby wcześniej nie spłonęła we własnym palenisku.
- No, to idziemy na zakupy.- rzekła.- Chodźmy.
Najpierw weszliśmy do księgarni "Esy Floresy", gdzie zakupiliśmy wszystkie potrzebne książki. Zaczęłam sią  zastanawiać jak naprawdę poznali się Percy i Carter. To co wtedy powiedział ten cały Percy było ewidentnie nieprawdą. Czuję, że za tym kłamstwem ukrywa się jakaś niezwykła tajemnica. Muszę się tego dowiedzieć! Wracając do zakupów: po księgarni wybraliśmy sią do sklepu ze zwierzętami. Wybrałam kota, a Carter sowę. Później rozdzieliliśmy się, bo czarodzieje potrzebowali zbroi, a my różdżek. Ja dostałam różdżkę z włóknem z serca smoka i jesionem. Kto dodaje włókna z serca smoka do różdżek? Olivander. Jeszcze kociołek, miotła... I kilka innych rzeczy, których nie pamiętam. To chyba pominę bo zanudzę was na śmierć.

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 4. Niezwykły list

ELIOT
 Goniłam się z przyjaciółmi: Natem i Woodym Carverami w jaskini za wodospadem Białego Wilka- schronieniu wielu wilkenów, którego długo poszukiwałam. 
- A może wyjdziemy na świeże powietrze?- posłałam im telepatycznie moje pytanie- Co wy na to?
- A my na to jak na lato- odpowiedzieli również telepatycznie.
I wyszliśmy z jaskini i zabawa rozpoczęła się na nowo. Do czasu gdy zobaczyliśmy na niebie sowę. Dzięki naszemu wyostrzonemu wzrokowi od razu dostrzegliśmy list uwiązany do jej szponów. Gdy zniżyły lot rzuciły listy i odleciały. Przemieniliśmy się w ludzi i je otworzyliśmy. W mojej znajdowały się dwa arkusze papirusu, a było na nich napisane to:
  
HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: ALBUS DUMBLEDORE
(Order Merlina Pierwszej Klasy, Wielki Czar., Gł. Mag, Najwyższa Szycha, Międzynarodowa Konfed. Czarodziejów)
Szanowna Pani Miles Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy pańskiej sowy nie później niż 31 lipca.

Z wyrazami szacunku,
Minerwa McGonagall
zastępca dyrektora
Na drugim arkuszu napisane było:


HOGWART
SZKOŁA
MAGII I CZARODZIEJSTWA
Umundurowanie
Studenci szóstego roku muszą mieć:
  1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
  2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę (czarna)
  3. Szata wyjściowa
  4. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo podobnego rodzaju)
  5. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)                                                                                
UWAGA: wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
Podręczniki
Wszyscy studenci powinni mieć po jednym egzemplarzu następujących dzieł:
Standardowa księga zaklęć (6 stopień) Mirandy Goshawk
Poradnik transmutacji dla zaawansowanych (6 stopień)
Eliksiry dla zawansowanych (6 stopień) Libacjusza Borage's
Dzieje magii (6 stopień) Bathildy Bagshot
Sennik
Demaskowanie przyszłości
Przewidywanie nieprzewidywalnego: jak uchronić się przed wstrząsami
Rozbite kule: kiedy los staje się podły
Omen śmierci: co robić, kiedy już wiadomo, że nadchodzi najgorsze
Tysiąc magicznych ziół i grzybów (6 stopień) Phillidy Spore
 Ciemne moce: Poradnik samoobrony (6 stopień) Quentina Trimble'a
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Newta Scamandera
Pozostałe wyposażenie
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
1 dopasowana zbroja (naramiennik, nagolenniki, napierśnik, hełm)
1 rodzaj broni z niebiańskiego spiżu (sztylet/miecz/ łuk/ katana/ włócznia/ szabla)
Studenci mogą także mieć jedną sowę ALBO jednego kota ALBO jedną ropuchę
Można również posiadać miotłę.

Po przeczytaniu tego listu spojrzałam na Woody-ego i Nata. Byli równie zdziwieni.
- Ale ty nie umiesz czarować!- Nat z wrażenia aż krzyknął.
- Umiem. Ojciec był wilkenem, a matka czarownicą, dobrą czarownicą- dodałam patrząc na ich wyraz twarzy.
- To dosyć niezwykłe- skwitował Woody.
- Wracajmy- powiedziałam.
Każdy w naszej jaskini miał mały wydrążony w skale pokoik. Z chłopakami mieszkaliśmy obok siebie. Kiedy weszłam do swojego zobaczyłam wielki kufer, który zablokował 3/4 mojego pokoju. Na skrzyni znalazłam karteczkę z napisem:
Droga Eliot
Spakuj do kufra wszystkie potrzebne Ci rzeczy i o 19:04 czekaj przy wodospadzie Białego Wilka. Z tego miejsca zabierze cię mój przyjaciel.
Dyrektor Hogwartu 
Albus Dumbledore
Postanowiłam posłuchać mojego przyszłego dyrektora.  Spakować się i czekać 19:04 na tego "przyjaciela". Na szczęście nie mam dużo rzeczy i wszystko zmieściło się do kufra. No prawie wszystko. Wypchałam moja ulubioną torbę książkami. Kocham czytać. Po spakowaniu wszystkiego postanowiłam odwiedzić moich przyjaciół. Okazało się, że siedzą razem na łóżku Nata i o czymś rozmawiają.
- Cześć!- powiedziałam i dołączyłam się do ich rozmowy.
- Nie możesz zdradzić im naszej tajemnicy-powiedział Nat.
- Będzie trudno. Kiedy moja mama żyła opowiadała mi o Hogwarcie, bo kiedyś tam chodziła. Mówiła, że mają tam kilku osobowe "dormitoria" czyli pokoje. Opowiadała również o tiarze przydziału, która przydzielała do różnych jakby drużyn, które miały dziwne nazwy. Był tam: Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff. Dziwne co?
- To prawda..
   Jest 19:00. Powinnam się już zbierać.- powiedziałam i pobiegłam do mojego pokoju zabierać kufer. Byłam na dworze  o 19:03. Chłopacy byli kilka sekund po mnie. Dokładnie o 19:04 podszedł się do mnie jakiś olbrzym.
- No, witajcie dzieciaki. Jestem Hagrid- gajowy w Hogwarcie. Jestem przyjacielem profesora Dumbledora i przyszedłem by zabrać cię do Anglii. A teraz szybko chwyć tą rękawiczkę to świstoklik.
- No to szybko.
I złapałam rękawicę. Momentalnie poczułam szarpnięcie w dolnej części brzucha i cały świat rozmył się i zawirował. Po dwóch sekundach wszystko wróciło do normy, ale krajobraz się zmienił. Stałam na szarej ulicy, a obok mnie stała inna, większa grupka. Było ciemno, ale dzięki wzrokowi wilkena mogłam im się dokładnie przyjrzeć. Jedna z dziewczyn miała zjawiskowe szare oczy, a jeden z chłopaków koloru morza. Nie takie zwyczajnie zielono-niebieskie tylko widziało się w nich prawdziwy kolor morza. Wyczuwałam w nich coś niezwykłego. Taką jakby moc. 
 Hagrid przerwał moje rozmyślania.
- Ja lecę znowu po innych.
Zwróciłam się do tej dziewczyny z szarymi oczami.
-Witaj. Nazywam się Eliot. A ty?
-Jestem Annabeth. Ten chłopak obok mnie to Percy.
Później zwróciłam się do dziewczyny o blond włosach patrzącą podejrzliwie na mnie i na moich towarzyszy.
-Witaj. Jestem Eliot. A ty, jak się nazywasz?
- Bianca. Skąd jesteś?
- Z Salinas. Znajduje się 20 kilometrów od Paryża. A wy skąd jesteście ?
 - Z Nowego Jorku. 
- Kim są twoi przyjaciele?
- Annabeth, Percy, Hazel, Frank, Jason, Piper, Nico i Jaden.
- Jaden? Jaden Shiver?- zapytałam.
-Tak? Znasz ją?
-To moja stara, najlepsza przyjaciółka.
Rozejrzałam się uważnie i wśród reszty zobaczyłam znajomą rudo-czerwoną głowę. Podbiegłam tam, a Jade odwróciła się i... I w tym momencie pojawił się Hagrid i para innych osób. Ciemno skórego chłopaka z krótkimi, czarnymi, kręconymi włosami i dziewczyny z blond włosami o kolorowych pasemkach. I wtedy dziewczyna o imieniu Annabeth krzyknęła:
- Cześć Sadie.
A Percy krzyknął:
- Cześć Carter.
I wtedy Sadie i Carter się powitali ze znajomymi, a wszyscy razem zawołali:
- To wy się znacie?
A Carter spojrzał na Sadie i Annabeth. Percy na Annabeth i Sadie. Sadie na Cartera i Perciego, a Annabeth na Perciego i Cartera. W tym momencie odezwała się Annabeth:
- Skąd ty go znasz Percy?
- Po prostu raz się spotkaliśmy i zakumplowaliśmy- odpowiedział jej Percy.
- A wy ? - spytał się Carter dziewczyn.
- My tak samo - powiedziała Sadie . 
- No to czas wchodzić ! - powiedział Hagrid
                                                 Bianca i Eliot

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 5 Poznajemy nowych

                          GINNY
Mama zrobiła pyszną kolację . Siedziałam na przeciwko Harry ' ego . On częściej spoglądał na mnie niż zawsze . Dziwne ... Położyłam się do łóżka . Prawie natychmiast zasnełam . Śniło mi się , że siedzę na bardzo wygodnym krześle . Rozejrzałam się dookoła . Byłam na strychu naszej kwatery . Teraz tam było 15 łóżek . Pewnie ktoś zaczarował to pomieszczenie zaklęciem zwiększającym . Podeszłam do pierwszego łóżka . Spał tam zadziwiająco blady chłopak . Co on tu robi ? Poczułam że ktoś mnie szarpie za ramię . Przecież nikt tu nie stoi ! Obudziłam się . Okazało się że to Fred mnie obudził .
- Dobrze że wstałaś , bo prawie posunąłem się do ostatecznej pobudki .- powiedział .
- Masz natychmiast stąd iść ! - wykrzyczałam. Nienawidzę ich pobudek . Przebrałam się i zeszłam na śniadanie . Było dodatkowo  jeszcze 15 krzeseł . Tyle ile w moim śnie .
- Ktoś jeszcze przyjdzie ? - spytałam mamy.
- Dziś w nocy przyjechali do nas goście . Pochodzą z Ameryki . - powiedziała mama .
- Gdzie oni są ?
- Na strychu Ginny . Nie obudź ich .
- Aha ,no to tam idę .- tak często trwają nasze rozmowy . Poszłam więdz na strych . Było dokładnie tak samo jak w moim śnie . Ktoś na końcu strychu powiedział .
- Co ty tu robisz ?! - była to blondynka . Miała niebieskie oczy .
- Mieszkam, a co ? Jestem Ginny Weasley . A ty ? - spytałam
- Bianca Treaty . Przepraszam ale gdzie jest kuchnia ?- spytała .
- Chodź zaprowadzenia cię . - zaprowadziłam ją do kuchni .- Masz już broń do szkoły ? - spytałam
- Oczywiście że mam - odpowiedziała jakby to było oczywiste .
-A pokażesz ? - ona po prostu zdjęła branzoletkę .
- To jest moja broń . - widząc moją minę powiedziała- Widzisz te zawieszki ? Wystarczy kiedy jakąś dotknę to ona zmieni się w łuk , miecz lub sztylet .
- Gdzie można to kupić ?
- Nigdzie . Dostałam ją od Arte... znaczy cioci .- widząc że nie chce o tym rozmawiać zamilkłam .
- Już jesteśmy , usiądź gdzie chcesz . - Usiadła naprzeciwko mnie. Ktoś zawołał z góry
- Bianca jesteś tam ?!
- Tak Annabeth.- Powiedziała Bianca spokojnie . Moja mama przyszła do kuchni . Powiedziała
- O ! Przyszłaś już Bianco . Chciałabyś naleśniki na śniadanie ?
- Oczywiście ! Pani będzie musiała zrobić bardzo dużo naleśników dla Percy'ego - mama i Bianca zachichotały . - Pójdę już ich obudzić . Ginny idziesz ze mną ?
- Oczywiście . Tylko musimy jeszcze obudzić chłopaków .Uważaj na Freda i George'a.
- A ty uważaj na Leona Valdeza . On zawsze mnie podrywa . Ale on jest zbyt dziecinny . Jego dziewczyna zerwała z nim  miesiąc temu .
- Już jesteśmy w sypialni Harry'ego i Rona .- powiedziała.- Obudź ich
- Dobrze . - Ona wyciągnęła lusterko . Skierowała je pod słońce i przechyliła na ich twarze . Oni zmarszczki twarz i się obudzili .
- Kim jesteś - spytał Harry wyciągając różdżkę . Bianca tylko się śmiała .
- Walczysz jak facet czy dziewczyna?  Faceci walczą mieczem. Tylko mi nie mów że nie masz miecza ! Jak widzę wyczaruj sobie miecz ! - Wykrzyczała Bianca
- Nie będę walczyć z dziewczyną która nawet nie ma miecza - powiedział Harry . Patrzył na Biancę podejrzliwie . A ona tylko dotknęła zawieszki i już trzymała w ręku miecz.
- Ja też tak chce ! -  powiedział mój kochany brat . Harry wyciągnął miecz z szafy .
- No to walczymy - powiedziała Bianca . Harry pierwszy zaatakował. a , Bianca z łatwością obroniła . Teraz to ona zaatakowała . Zrobiła pchnięcie w przód . Harry nie obronił . Bianca odbiegała za niego i przytknęła mu ostrze do gardła .
- Teraz już wiesz że ze mną się nie zadziera . - Wyszeptała . Mój braciszek nie umiał pozbierać szczęki z podłogi .Bianca zabrała swój miecz i w błysku światła zniknął .
- Jestem Bianca Treaty . A wy ?- powiedziała .
- Jestem Harry Potter a on to Ron Weasley .- odpowiedział zdyszany Harry 
- Idziemy obudzić resztę . Idziecie z nami ?
- Dobrze .
Szliśmy w ciszy na strych . Kiedy byliśmy już w środku. Jakąś blondynka  już czesała włosy .
- Annabeth musimy obudzić wszystkich . Pomożesz ? - spytała Bianca . Annabeth się uśmiechneła diabelsko.
-Oczywiście - mówiąc to wyciągała sztylet . Bianca też trzymała ręku tą samą broń . Z uśmiechem wzięły zamach . Walnęły w swoje sztylety .
Rozległ się tak głośny dzwięk , że aż w Hogwarcie to słyszeli .Wszyscy się obudzili . A my zaczęliśmy się śmiać . Czarno-brązowo włosa dziewczyna podeszła do nas .
- Auł. To akurat bolało dziewczyny!- powiedziała i zwróciła się do mnie- Cześć jestem Eliot Auditore da Firenze. Gdzie jest kuchnia?
- Musimy poczekać na wszystkich . Mam na imię Ginny a to Harry i Ron .- powiedziałam .
- Percy , Piper , Jason , Frank , Hazel , Leo , Jaden , Nico , Reyna, Sadie i Carter wstawać ! - zawołała Eliot . Wszyscy wstali . Podbiegł do nas chłopak który miał czarne włosy i oczy ,które miały kolor morski .
- Jestem Percy Jackson i jestem głodny .- powiedział . - Zejdźmy  już na dół .- po tych słowach wszyscy już byli gotowi . W kuchni był już bardzo duży tłok . Przyszli wszyscy członkowie zakonu .
- To są ci nowi ?- spytał się Moddy- Nie wyglądają na niebezpiecznych.
- Oni są niebezpieczni- powiedział Harry - Ja przez Biancę prawie głowy nie straciłem.
I w tym momencie wszyscy się zaśmiali nawet Harry się zaśmiał. W domu zapanowała miła atmosfera.

piątek, 16 stycznia 2015

Bohaterowie




CZARODZIEJE



HARRY  POTTER  ( 16)
GRYFON

RONALD (RON) WEASLEY (16)
GRYFON

GINEVRA (GINNY) WEASLEY (15)
GRYFONKA
DRACO MALFOY (16)
ŚLIZGON

HEROSI

PERSEUSZ ( PERCY)  JACKSON (18)
SYN POSEJDONA
ANNABETH CHASE (17)
CÓRKA ATENY



PIPER MCLEAN  (17)
CÓRKA AFRODYTY
JASON GRACE (18)
SYN JUPITER
BIANCA TREATY
CÓRKA ATENY I TANATOSA
ELIOT DI FIRENCE
CÓRKA ARTEMIDY
HAZEL LEVESQUE (77)
CÓRKA PLUTONA

FRANK ZHANG (18)
SYN MARSA




LEO VALDEZ (18)
SYN HEFAJSTOSA
Znalezione obrazy dla zapytania nico di angelo actor

NICO DI ANGELO (88)
SYN HADESA

PAUL WOOD
SYN HEKATE


JADEN SHIVER (16)
CÓRKA HEKATE


NICOLE "EZRA" LEGRETE (18)
MENTALISTKA O DOSKONAŁEJ INTUICJI
I ZDOLNOŚCIAMI WALKI


EGIPSCY MAGOWIE

SADIE KANE (17)
OKO IZYDY


CARTER KANE (18)
OKO HORUSA


ZIYA RASHID (17)
OKO RA


WALT STONE (18)
OKO ANUBISA