Strony

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 9 Jak stara czapka może doprowadzić człowieka do szału

NICO
Ta nowa - Nicole. Wydaje się dziwna - nie, raczej - inna. Rozpoczynając od tego wejścia i tego,  że jako jedyna nie miała na sobie tych idiotycznych sukienek, które ci magicy nazywają szatami. Kończąc na tym, że od przeszło 15 minut rozmawia z tą starą czapką. Jej usta poruszały się ze 100 razy na minutę, a oczy rozbiegały się po całej sali. Kiedy w końcu skończyła uśmiechnęła się, (przyznaję, był to złowieszczy uśmiech) a ta obszarpana tiara wydała z siebie długą serię pomruków.
- Ummm... Gryfindor. - krzyknęła ostatecznie.
Dziewczyna zarzuciła włosami i usiadła przy stole gryfonów.
- Di Angelo, Nico!
Chwilę zajęło mi zrozumienie jej słów, jakim cudem jakaś dziewczyna wyprowadziła mnie z równowagi?
Kobieta czytająca nazwiska rzuciła mi ponaglające spojrzenie.
- Ta, już idę. - mruknąłem pod nosem.
Ruszyłem na środek sali i usiadłem na stołku. Annabeth rzuciła mi zachęcający uśmiech, a ktoś wcisnął mi na głowę tiarę.
- Hmm... - mruknęła z zaciekawienia.
- Jakiś problem? - warknąłem w odpowiedzi.
- Ciekawe... - zupełnie mnie zignorowała.
- Co jest ciekawe?!
- Sprytny jak ślizgon, lecz też odważny jak niejeden gryfon...
- Czy to są jakieś żarty?! - wkurzyłem się.
- Dobrze, bardzo dobrze... Gryffindor! - to ostatnie nie było już do mnie, ale do całej sali.
Od razu poczułem się lepiej kiedy uwolniłem się od tej starej, zgrzybiałej czapki. Ruszyłem w stronę stolika Griffindoru, gdzie czekała już na mnie reszta herosów. Kątem oka dostrzegłem, że Ona posłała mi spojrzenie. Może jednak nie będzie tu tak nudno jak myślałem...

                     



wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 8 - Czapka drogę Ci wskaże

                      Leo

W słoneczny poranek pierwszego września obudziła mnie pani Weasley.
- Stawaj kochaneczku, przecież nie chcesz się spóźnić do szkoły.- zaszczebiotała. Z rozpaczy rzuciłem się na łóżko. Przecież nie chce iść do jakieś szkoły! W pośpiechu ubrałem czerwoną koszulki z napisem ,,Fire" i czarne dżinsy. Zszedłem do kuchni. Wszyscy tam siedzieli oprócz Bianci i Annabeth. Z nudów zacząłem konstruować coś z rzeczy w moich kieszeniach, gdy usłyszałem coś ciekawego.
- Jade, słyszałam,  że w Hogwarcie nie można trzymać smoków.- powiedziała ta nowa Eliot do tej Jaden.
Pochyliłem twarz jeszcze niżej, aby oszczędzić im widoku tej czerwonej katastrofy, która wytworzyła się właśnie na mojej twarzy. No to mamy problem. Choć w regulaminie chyba nic nie mówili o wielkich, spiżowych, "szczęśliwych", lubiących mnie i ludzi smokach Festusach. Nie, na pewno nic o tym nie wspominali. Myślę, że "żywiej" zareagowaliby gdybym na jakiejś lekcji wybuchł ogniem podpalając swoje ubrania i wszystkie łatwopalne przedmioty wokół mnie, nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Zdałem sobie sprawę, że nadal coś konstruuję. Spojrzałem i zobaczyłem Festusa wielkości zabawki. Niezłe! 2:0 dla Leo! Powinienem zrobić całą kolekcję takich, które po nakręceniu latają, a później mógłbym sprzedawać je w Hogwarcie. To całkiem niezły pomysł na biznes "FESTUS - najnowsze dziecko firmy VALDEZ COMPANY! Czeka właśnie na ciebie!". Moja wizualizacja reklamy idealnej trwała w najlepsze, kiedy usłyszeliśmy wszyscy stukot na schodach i z ciemności wyłoniły się Bianca i Annabeth. Niosły trzy kufry. W dwóch pewnie znajdowały się ubrania. Czemu dziewczyny muszą mieć tyle ciuchów?! - pomyślałem. 
-Dziewczynki,  po co wam trzeci kufer? -  spytała pani Weasley. Annabeth przewróciła oczami. 
- W jednym są zbroje i broń wszystkich- powiedziała jakby to było coś najzwyklejszego w świecie. 
- Dla nas też?- spytał Harry. 
- Nie, ale jest jeszcze trochę miejsca.
Nagle Eliot powiedziała zupełnie nie na temat:
- Ładna bransoletka Bianca. Mogę przymierzyć?
-  Eee... Jasne.
Bianca zdjęła ostrożnie bransoletkę i podała ją Eliot. Ta ja złapała, ale przypadkiem dotknęła zawieszki o wyglądzie miecza. Bransoletka w błysku zmieniła się w ogromną broń. W jej oczach nie widziałem przerażenia, tylko ciekawość
- Łał... Ale super!
Co jest superowego w śmiercionośnej bransoletce? Wszystko! Ha, ha, ha. Jestem taki super!
Eliot zaczęła gadać o czymś żywiołowo. Nagle przeszła na włoski.
- Hablas italiano?*
-Cosi. Parli espagnolo?
- Asi. Gran!- odpowiedziałem.
- Leo, ona mówi po hiszpańsku?- zapytał Jason.
- Nie, po włosku. To bardzo podobne języki. Cómo sabes italiano?**
-Sono neta in Italia. E tu, come fai a sapere espagnolo?
Poczułem ukłucie smutku kiedy zadała to pytanie, ale zmusiłem się do uśmiechu:
- Naci en Espana.
- Przejdźcie na angielski.- Powiedziała Jaden.
-  Zawsze kiedy ją coś zainteresuje zaczyna szczebiotać po włosku.- Powiedziała Jaden do Piper.
- Leo ma podobnie tylko z hiszpańskim. Zabawne.
I obie zachichotały.
 - Dzieciaki wychodzimy! Musimy zdążyć na pociąg.- ogłosił Hagrid.
- Ayudara a soportar el maletero?***
- Posso farcela , ma grazie per I' offerta- powiedziała i poszła.
Lubię tą Eliot.- pomyślałem.
 - Chodź, ty Hiszpanie, musisz zabrać swoje rzeczy.
Kiedy znaleźliśmy się na peronie Hagrid kazał nam przebiec przez barierkę. Lekki świr, ale Harry, Hermiona, Ginny i Ron to zrobili i zniknęli. Reszta zrobiła to samo i byliśmy na innym peronie. Stał tam pociąg. Wsiedliśmy i zajęliśmy pierwszy lepszy pusty przedział. Czarodzieje poszli do drugiego przedziału. Eliot usiadła z nami. Zacząłem opowiadać żarty. Wszyscy śmiali się d rozpuku. Podróż minęła szybko, a podczas niej skonstruowałem 5 Festusów (Światowy rynku zabawek - Nadchodzę!). Jedną dałem mojej nowej przyjaciółce Eliot.
- Do jakiego domu chciałabyś trafić?- zadałem jej to samo pytanie, które dręczyło mnie od początku. Eliot zastanowiła się chwile.
-Chyba do Gryffindoru lub Ravenclawu. Huffelpaff też jest spoko.
- A czym one się różnią?- te nazwy Hufflepaff i Gryffindor są nie normalne- pomyślałem
- Do Gryffindoru trafiają odważni.- czyli Percy i Jason i Piper dodałem w myślach
- W Ravenclawie są mądrzy i inteligentni.
- Annabeth i Bianca tam na pewno trafią- kiedy to powiedziałem, dwie dziewczyny spiorunowały mnie wzrokiem. Połowa przedziału wybuchła śmiechem. Nagle do przedziału wpadła Ginny. To ta ruda gryfonka ( wreszcie zapamiętałem!)
- Przebierzcie się już w szaty.
- Chodzi o te sukienki?- spytała Bianca. Ginny po prostu westchnęła.
Eliot chyba jako jedyna nie pomyliła się wkładając szatę. Moja głowa utknęła w rękawie. Dziewczyny złapały moją szatę, a chłopaki mnie. Ciągnęli, ciągnęli i nic. W końcu Eliot wzięła nożyce i przecięła rękaw. Później Annabeth go sprawnie zszyła. No w sumie to było logiczne, bo jest córką Ateny. Kiedy dojechaliśmy Hagrid zawołał:
- Pierwszoroczni, Amerykanie!
Płynęliśmy łodziami przez ogromne jezioro. Nawet w tych egipskich ciemnościach dostrzegłem postacie pod wodą. Trochę jak najady w Obozie Herosów, ale tamte były ludzkie, a te tutaj miały rybie ogony. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali, cóż by o niej powiedzieć... Sala była ogromna. Ku mojemu zaskoczeniu oczy wszystkich skupiały się na... tym czymś... Tiara! Tak to się nazywało! Poszarpana, spiczasta czapka leżąca na stołku zaczęła skrzekliwie śpiewać. O tym, że musimy się trzymać razem.
-To troche dziwne, prawda?- szepnąłem do Bianki która stała koło mnie. Ona przytakneła i powiedziała
- Odrobinkę- i się lekko skrzywiła,. Jest córką boga muzyki, więc chyba umie usłyszeć każdy fałsz (w tym przypadku słyszałem je nawet ja). Kiedy nareszcie skończyła na środek wyszła kobieta, która krzyknęła:
- Miles, Eliot!
Eliot podeszła niepewnie i usiadła na stołku. Ucięła sobie krótką pogawędkę z tiarą, a ona krzyknęła:
- Griffindor!
Rozległy się oklaski ze stołu po lewej z miejsca gdzie stoimy. Eliot podeszła tam i usiadła między nimi.
- Brown, Emma!- krzyknęła kobieta.
Dziewczyna podeszła i siadła.
- Ravenclaw!
Oklaski z innego stołu.
- Chase, Annabeth!
- Griffindor!
Większość z nas już dołączyła do Griffindoru. Gdy nagle drzwi do komnaty otworzyły się ze strasznym hukiem. Cała sala skierowała wzrok w tamtą stronę. W progu stała dziewczyna z obojętnym wyrazem twarzy. Spod burzy włosów wyzierały jasnozielone oczy, którymi przez chwilę lustrowała komnatę.
- O! A myślałam, że to znowu sklepik z pamiątkami.- powiedziała tonem tak obojętnym jak jej wyraz twarzy.
Cała sala zastygła, wliczając w to tiarę i przede wszystkim MNIE. Dziewczyna nie przejmując się tym ani trochę ruszyła środkiem sali w stronę stolika nowych. Kiedy kobieta czytająca nazwiska otrząsnęła się z szoku, znowu spojrzała na listę, tym razem oczami wielkimi jak pomarańcze.
- Legrete, Nicole.
Dziewczyna - nie, za dużo ją tak nazywam. Ona - tak lepiej - wstała i podeszła do stołka.
 
 
* - Mówisz po włosku?
   - Tak. Mówisz po hiszpańsku?
   - Jasne. Fajnie!
** - Skąd znasz włoski?
     - Pochodzę z tamtąd. 
     - A ty skąd znasz hiszpański?
     - Urodziłem się w Hiszpanii.
*** - Pomóc ci znieść kufer?
       - Poradzę sobie. Ale dzięki za ofertę.