Strony

poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 10 - Kudłaty kot i ptasi górnik

Jason
Po tym jak Nico dostał się do gryfonów, była kolej na mnie i Bianke. Oczywiście ja musiałem być pierwszy, bo moje nazwisko zaczyna się na ,,G", a jej na ,,T". Kiedy Mcgonagall (Harry nam powiedział jak się nazywa) powiedziała:
- Grace, Jason- przyszłem do stołka. Wcisneła mi czapkę na głowe. Prawie w ogóle mnie nie dotykała, a wrzasnęła:
- Gryffindor!- ruszyłem w kierunku czerwono- złotego stołu, wśród oklasków i wiwatów. Teraz pozostał czas na...

                       Bianca

Teraz tylko ja zostałam na środku sali, wśród szeptów. Podeszłam do stołka, zanim Mcgonagall zawołała mnie.
- Treaty, Bianca - powiedziała trochę ciszej.
Położyła mi tiarę na głowę i zamilkła. Tiara też to zrobiła. Po chwili usłyszałam cichy głos w mojej głowie.
- Hmm, odważna jak gryfonka, inteligentna jak krukonka. Pracowita jak puchon ,sprytna jak ślizgon. Bardzo tru... możesz przestać świecić mi w oczy? 
- Przepraszam, kiedy jestem zdenerwowana nie panuję nad moimi mocami - pomyślałam. 
- No to, jak już mówiłam. Bardzo trudny wybór. Szczerze mówiąc jesteś niezgodna z kryteriami - usłyszałam jej sarkastyczny głos w swojej głowie. Uśmiechnąłam się. Fantastycznie się czytało Niezgodną.- Jak by co, to myśle nad tobą już 6 minut. To ponad normę. No to zadam ci kilka pytań
- Okej.
- Miecz czy łuk?
- Łuk.
- Siła czy odwaga?
-Odwaga.
- Żółty czy Niebieski?
-Niebieski.
-To już wiem do jakiego domu cię przydziele- pomyślała z satyswakcją.- Ravenclaw!- to już krzykneła. Zamarłam. Wszyscy moi przyjaciele są w Gryffindorze. Wszyscy herosi plus Eliot osłupli.  Sztywno poszłam do drugiego stołu od końca sali. Tam mnie powitał jakiś chłopak w moim wieku, poprawka o rok od mnie starszy. Przedstawił się jako Jackob Eaton. Powiedział też, że jest prefektem Ravenclawu. Podbiegł do mnie jakiś malutki dorosły
- Dzień dobry pani Treaty. Chcę panią poinformować, że jestem opiekunem tego domu. Nazywam się Filius Flitwick. Jutro wasza siedemnastka będzie oprowadzana po zamku. Dostanie pani własne dormitorium z dwoma dużymi szafami, jedną szafkę na książki. Będziesz mogła zapraszać tam znajomych i przyjaciół. To chyba wszystko- i sobie poszedł. Przysiadłam się koło dziewczyny która miała prawie białe blond włosy i niebieskie oczy. Siedziała samotnie i wpatrywała się w budyń, który leżał koło mnie.
- Co tam?- zagadnęłam. Ona nadal patrzyła się w budyń. - Podać ci?
- A mogłabyś?- mówiła rozmarzonym głosem.
- Oczywiście. Nazywam się Bianca Treaty, a ty?
- Wiesz, że w wolnym tłumaczeniu twoje imię znaczy Biały Kodeks?
- Kiedyś słyszałam, ale nie wiem czy to prawda.
-Mam na imię Luna i tak to prawda.- ciągnęłyśmy tak dziesięć minut, do chwili w której podeszła do naszego stołu Annabeth.
- Chodź na chwile ze mną- powiedziała. Przytaknęłam głową na znak, że się zgadzam. Stałam z krzesła i ruszyłam za Annabeth. 
- O co chodzi?- spytałam.
- Zostawiłaś książki i zbroje u mnie w kufrze, zapomniałaś?- odpowiedziała.
- Jak sobie radzicie bez mnie?- odziedziczyłam skromność po tacie.
- Valdez rozpacza. Ale jedzenie poprawiło mu humor- zaśmiałyśmy się. 
- A ty w ogóle wiesz gdzie jest wasz pokój wspólny?
- Nie. Ale mam mój laptop.
- Ale go zgubiłaś w Tartarze!- krzyknęłam
-Nie mów tak głośno. Dwa dni temu mama przyniosła mi drugi. 
- No to kiedy przychodzisz do mojego dormitorium?
- Masz własne dormitorium?
- No tak. Wiesz, ja tam nikogo nie znam.
- Ja moje dzielę z Hazel.
- Jak coś ci się nie zmieści w szafie możesz dać do mojej.
- Na pewno mi się wszystko zmieści. Już jesteśmy na miejscu - oznajmiła.