Strony

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 8 - Czapka drogę Ci wskaże

                      Leo

W słoneczny poranek pierwszego września obudziła mnie pani Weasley.
- Stawaj kochaneczku, przecież nie chcesz się spóźnić do szkoły.- zaszczebiotała. Z rozpaczy rzuciłem się na łóżko. Przecież nie chce iść do jakieś szkoły! W pośpiechu ubrałem czerwoną koszulki z napisem ,,Fire" i czarne dżinsy. Zszedłem do kuchni. Wszyscy tam siedzieli oprócz Bianci i Annabeth. Z nudów zacząłem konstruować coś z rzeczy w moich kieszeniach, gdy usłyszałem coś ciekawego.
- Jade, słyszałam,  że w Hogwarcie nie można trzymać smoków.- powiedziała ta nowa Eliot do tej Jaden.
Pochyliłem twarz jeszcze niżej, aby oszczędzić im widoku tej czerwonej katastrofy, która wytworzyła się właśnie na mojej twarzy. No to mamy problem. Choć w regulaminie chyba nic nie mówili o wielkich, spiżowych, "szczęśliwych", lubiących mnie i ludzi smokach Festusach. Nie, na pewno nic o tym nie wspominali. Myślę, że "żywiej" zareagowaliby gdybym na jakiejś lekcji wybuchł ogniem podpalając swoje ubrania i wszystkie łatwopalne przedmioty wokół mnie, nie robiąc sobie żadnej krzywdy. Zdałem sobie sprawę, że nadal coś konstruuję. Spojrzałem i zobaczyłem Festusa wielkości zabawki. Niezłe! 2:0 dla Leo! Powinienem zrobić całą kolekcję takich, które po nakręceniu latają, a później mógłbym sprzedawać je w Hogwarcie. To całkiem niezły pomysł na biznes "FESTUS - najnowsze dziecko firmy VALDEZ COMPANY! Czeka właśnie na ciebie!". Moja wizualizacja reklamy idealnej trwała w najlepsze, kiedy usłyszeliśmy wszyscy stukot na schodach i z ciemności wyłoniły się Bianca i Annabeth. Niosły trzy kufry. W dwóch pewnie znajdowały się ubrania. Czemu dziewczyny muszą mieć tyle ciuchów?! - pomyślałem. 
-Dziewczynki,  po co wam trzeci kufer? -  spytała pani Weasley. Annabeth przewróciła oczami. 
- W jednym są zbroje i broń wszystkich- powiedziała jakby to było coś najzwyklejszego w świecie. 
- Dla nas też?- spytał Harry. 
- Nie, ale jest jeszcze trochę miejsca.
Nagle Eliot powiedziała zupełnie nie na temat:
- Ładna bransoletka Bianca. Mogę przymierzyć?
-  Eee... Jasne.
Bianca zdjęła ostrożnie bransoletkę i podała ją Eliot. Ta ja złapała, ale przypadkiem dotknęła zawieszki o wyglądzie miecza. Bransoletka w błysku zmieniła się w ogromną broń. W jej oczach nie widziałem przerażenia, tylko ciekawość
- Łał... Ale super!
Co jest superowego w śmiercionośnej bransoletce? Wszystko! Ha, ha, ha. Jestem taki super!
Eliot zaczęła gadać o czymś żywiołowo. Nagle przeszła na włoski.
- Hablas italiano?*
-Cosi. Parli espagnolo?
- Asi. Gran!- odpowiedziałem.
- Leo, ona mówi po hiszpańsku?- zapytał Jason.
- Nie, po włosku. To bardzo podobne języki. Cómo sabes italiano?**
-Sono neta in Italia. E tu, come fai a sapere espagnolo?
Poczułem ukłucie smutku kiedy zadała to pytanie, ale zmusiłem się do uśmiechu:
- Naci en Espana.
- Przejdźcie na angielski.- Powiedziała Jaden.
-  Zawsze kiedy ją coś zainteresuje zaczyna szczebiotać po włosku.- Powiedziała Jaden do Piper.
- Leo ma podobnie tylko z hiszpańskim. Zabawne.
I obie zachichotały.
 - Dzieciaki wychodzimy! Musimy zdążyć na pociąg.- ogłosił Hagrid.
- Ayudara a soportar el maletero?***
- Posso farcela , ma grazie per I' offerta- powiedziała i poszła.
Lubię tą Eliot.- pomyślałem.
 - Chodź, ty Hiszpanie, musisz zabrać swoje rzeczy.
Kiedy znaleźliśmy się na peronie Hagrid kazał nam przebiec przez barierkę. Lekki świr, ale Harry, Hermiona, Ginny i Ron to zrobili i zniknęli. Reszta zrobiła to samo i byliśmy na innym peronie. Stał tam pociąg. Wsiedliśmy i zajęliśmy pierwszy lepszy pusty przedział. Czarodzieje poszli do drugiego przedziału. Eliot usiadła z nami. Zacząłem opowiadać żarty. Wszyscy śmiali się d rozpuku. Podróż minęła szybko, a podczas niej skonstruowałem 5 Festusów (Światowy rynku zabawek - Nadchodzę!). Jedną dałem mojej nowej przyjaciółce Eliot.
- Do jakiego domu chciałabyś trafić?- zadałem jej to samo pytanie, które dręczyło mnie od początku. Eliot zastanowiła się chwile.
-Chyba do Gryffindoru lub Ravenclawu. Huffelpaff też jest spoko.
- A czym one się różnią?- te nazwy Hufflepaff i Gryffindor są nie normalne- pomyślałem
- Do Gryffindoru trafiają odważni.- czyli Percy i Jason i Piper dodałem w myślach
- W Ravenclawie są mądrzy i inteligentni.
- Annabeth i Bianca tam na pewno trafią- kiedy to powiedziałem, dwie dziewczyny spiorunowały mnie wzrokiem. Połowa przedziału wybuchła śmiechem. Nagle do przedziału wpadła Ginny. To ta ruda gryfonka ( wreszcie zapamiętałem!)
- Przebierzcie się już w szaty.
- Chodzi o te sukienki?- spytała Bianca. Ginny po prostu westchnęła.
Eliot chyba jako jedyna nie pomyliła się wkładając szatę. Moja głowa utknęła w rękawie. Dziewczyny złapały moją szatę, a chłopaki mnie. Ciągnęli, ciągnęli i nic. W końcu Eliot wzięła nożyce i przecięła rękaw. Później Annabeth go sprawnie zszyła. No w sumie to było logiczne, bo jest córką Ateny. Kiedy dojechaliśmy Hagrid zawołał:
- Pierwszoroczni, Amerykanie!
Płynęliśmy łodziami przez ogromne jezioro. Nawet w tych egipskich ciemnościach dostrzegłem postacie pod wodą. Trochę jak najady w Obozie Herosów, ale tamte były ludzkie, a te tutaj miały rybie ogony. Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali, cóż by o niej powiedzieć... Sala była ogromna. Ku mojemu zaskoczeniu oczy wszystkich skupiały się na... tym czymś... Tiara! Tak to się nazywało! Poszarpana, spiczasta czapka leżąca na stołku zaczęła skrzekliwie śpiewać. O tym, że musimy się trzymać razem.
-To troche dziwne, prawda?- szepnąłem do Bianki która stała koło mnie. Ona przytakneła i powiedziała
- Odrobinkę- i się lekko skrzywiła,. Jest córką boga muzyki, więc chyba umie usłyszeć każdy fałsz (w tym przypadku słyszałem je nawet ja). Kiedy nareszcie skończyła na środek wyszła kobieta, która krzyknęła:
- Miles, Eliot!
Eliot podeszła niepewnie i usiadła na stołku. Ucięła sobie krótką pogawędkę z tiarą, a ona krzyknęła:
- Griffindor!
Rozległy się oklaski ze stołu po lewej z miejsca gdzie stoimy. Eliot podeszła tam i usiadła między nimi.
- Brown, Emma!- krzyknęła kobieta.
Dziewczyna podeszła i siadła.
- Ravenclaw!
Oklaski z innego stołu.
- Chase, Annabeth!
- Griffindor!
Większość z nas już dołączyła do Griffindoru. Gdy nagle drzwi do komnaty otworzyły się ze strasznym hukiem. Cała sala skierowała wzrok w tamtą stronę. W progu stała dziewczyna z obojętnym wyrazem twarzy. Spod burzy włosów wyzierały jasnozielone oczy, którymi przez chwilę lustrowała komnatę.
- O! A myślałam, że to znowu sklepik z pamiątkami.- powiedziała tonem tak obojętnym jak jej wyraz twarzy.
Cała sala zastygła, wliczając w to tiarę i przede wszystkim MNIE. Dziewczyna nie przejmując się tym ani trochę ruszyła środkiem sali w stronę stolika nowych. Kiedy kobieta czytająca nazwiska otrząsnęła się z szoku, znowu spojrzała na listę, tym razem oczami wielkimi jak pomarańcze.
- Legrete, Nicole.
Dziewczyna - nie, za dużo ją tak nazywam. Ona - tak lepiej - wstała i podeszła do stołka.
 
 
* - Mówisz po włosku?
   - Tak. Mówisz po hiszpańsku?
   - Jasne. Fajnie!
** - Skąd znasz włoski?
     - Pochodzę z tamtąd. 
     - A ty skąd znasz hiszpański?
     - Urodziłem się w Hiszpanii.
*** - Pomóc ci znieść kufer?
       - Poradzę sobie. Ale dzięki za ofertę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz